[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po dwudziestu ośmiu latach. I to przez czysty przypadek. Wątpię, czy ktoś
inny radziłby sobie lepiej.
W porzÄ…dku, jesteÅ› dobry. A teraz odpowiedz na pytanie. Co o nich my-
ślisz?
Są dobrzy oddał Wykałaczkom sprawiedliwość. Nawet więcej niż
dobrzy, są bardzo dobrzy. Mają pierwszorzędny system zabezpieczenia, a pod
względem organizacyjnym też nic im nie można zarzucić. Zmarszczył brwi.
Nie sądziłem, że zwykłych kryminalistów stać jest aż na taką spójność i kon-
sekwencję działania.
I mnie takie spostrzeżenie zdążyło przyjść do głowy i wcale mi się nie podo-
bało.
Czy sądzisz, że to ludzie z twojej branży?
Mało prawdopodobne, ale nie do końca wykluczone odrzekł. Zor-
ganizowanie takiej siatki wymaga kupy pieniędzy. Zachodni Niemcy mieli tuż po
wojnie Apparat Gehlena. Niby prywatna inicjatywa, ale wspierana amerykańskim
dolarem.
A kto wspierałby przedsięwzięcia tego rodzaju?
Uśmiechnął się.
Moi na przykład.
Istotnie. Wyglądało na to, że Slade jest już jedną nogą w domu. Zamiast hodo-
wać w mamrze brodę, już niebawem zasiądzie na Kremlu, będzie popijał wódecz-
kę z szefem KGB i dyktował wspomnienia wysoko postawionego oficera wywia-
du brytyjskiego. Tak, bo tyle ujawniono podczas jego procesu. Slade przeniknÄ…Å‚
do służb wywiadowczych i doszedł do całkiem wysokiego szczebla.
Co ty właściwie o mnie myślisz? zapytał.
A co mam myśleć?
Pracowałem przeciwko twojemu krajowi.
Nie mojemu sprostowałem. Pochodzę z RPA. Uśmiechnąłem się.
W dodatku jestem z irlandzkiego pnia.
Ach tak, zapomniałem.
Taafe zajmował się nami niczym Bunter lordem Peterem Wimseyem. Dosko-
nale przyrządzone posiłki zjawiały się zawsze na czas, sypialnia utrzymana była
w nienagannym porządku. Tyle że z Taafego nie dawało się nic wydusić. Sumien-
nie wykonywał wszelkie zlecenia, lecz kiedy usiłowałem wciągnąć go w rozmo-
wę, gapił się na mnie tymi swoimi dużymi, niebieskimi oczyma i trzymał usta
82
zamknięte na kłódkę. Odkąd nas tu uwięzili, nie słyszałem, żeby powiedział choć
jedno słowo, doszedłem więc do wniosku, że jest niemową.
Za drzwiami sypialni zawsze siedział jeszcze jeden człowiek. Czasami, kiedy
Taafe wchodził do pokoju, udawało mi się go dostrzec niewyrazny cień posta-
ci na korytarzu. Nigdy nie ujrzałem jego twarzy. Dużo o tym kimś rozmyślałem
i wyciągnąłem jeden błyskotliwy wniosek. Ponieważ było niemożliwe, żeby jeden
facet mógł trzymać przy nas straż dwadzieścia cztery godziny na dobę, musiało
ich zatem być co najmniej trzech. Znaczyło to, że w domu znajduje się przynaj-
mniej pięciu ludzi. Pięciu, a może i więcej.
Całe przedsięwzięcie miało czysto męski charakter, bo nie widziałem tam żad-
nej kobiety.
Sprawdziłem kraty w oknach zarówno w sypialni jak i w łazience. Slade przy-
glądał się temu z sardonicznym rozbawieniem, na co kompletnie nie zwracałem
uwagi. Wyglądało na to, że nie tędy droga, gdyż kraty okazały się być przeszkodą
nie do sforsowania. W tym tkwił szkopuł. No i poza tym Taafe też je sprawdzał.
Tak, bo raz wychodząc z łazienki nakryłem go jak w skupieniu kontrolował, czy
aby przypadkiem nikt do tych cholernych krat się nie dobierał.
Od czasu do czasu odwiedzał nas Nalana Gęba. Był uosobieniem chodzącej
uprzejmości i godzinami rozprawiał o wydarzeniach na świecie, o sytuacji w ko-
munistycznych Chinach i szansach Południowej Afryki w turnieju krykieta. To-
warzyszył nam i przy kielichu, ale zawsze dbał, żeby nie wypić za dużo.
To podsunęło mi pewien pomysł. Otóż zacząłem dokładać wszelkich starań,
by sprawiać wrażenie tęgiego moczymordy. Chlałem i w jego obecności, i gdy
go nie było. Obserwował, jak wlewam w siebie brandy i bez komentarzy znosił
mój pijacko-płaczliwy bełkot. Na szczęście mam mocną głowę, mocniejszą, niż
to okazywałem, a przy tym, kiedy Nalana Gęba zamykał za sobą drzwi, pilnowa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]