[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Askja? Nigdy nic o czymÅ› takim nie sÅ‚yszaÅ‚em. Nikt nie wie, jak tam jest na Ódadhahraun i
Trólladyngja, nikt nie może się tam zapuszczać.
- Pewnie nigdy też nie słyszałeś o Drekagil? Mężczyzna pokręcił głową.
- SkÄ…d wziÄ…Å‚eÅ› te nazwy?
- Ponad dwieście lat temu pewien Islandczyk nadał nazwy tym miejscom - odparł Dolg. Nie chciał
wspominać imienia Gottskalka, mogło się nie spodobać pasterzom. - Udało mu się wrócić.
W zamyśleniu pokiwali głowami.
Ten, który tyle wiedział, przypomniał sobie.
- I pewnie chcesz znalezć to, o czym opowiadał?
- Właśnie - potwierdził Dolg. Mężczyzna uśmiechnął się zadowolony. Dolg dodał:
- Chciałbym też odwiedzić przyjaciół w Aratunga, ale to za daleko.
- Aratunga? - powtórzył inny. - Moja żona pochodzi z Torfastadhir, dobrze więc znam Aratunga. Kogo
tam znasz?
Dolg opowiedział o Halli i Bjarnim. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Wiem, o kim mówisz. To dobrzy ludzie, ale już tam nie mieszkają.
- Co takiego? Przenieśli się z powrotem w górską do linę?
- Nie, nie. Chłopiec znalazł skarb na ziemiach swo ich dziadków, więc rodzina kupiła o wiele większe go
spodarstwo gdzieś na południu. Gdzie dokładnie, tego nie wiem.
- Och! - westchnął Dolg zawiedziony, a czekały go jeszcze inne wieści.
- Słyszałem, że Halla znalazła zalotnika - z chytrą mi ną powiedział mężczyzna. - Podobno wyszła za mąż.
- W Aratunga?
- Nie, na południu.
Dolg pogrążył się w ponurych myślach. Wieści oznaczały, że nie mógł odwiedzić Halli i Bjarniego, nawet gdyby
ich odnalazł Mąż Halli zapewne nie byłby szczególnie zachwycony, gdyby jakiś mężczyzna, dobry przyjaciel,
przybył do jego żony, bez względu na to, jak niewinna była ich przyjazń. Dolg zdobył już w życiu wystarczająco
dużo doświadczenia, by wiedzieć, że w niektórych przypadkach można go było uważać za zagrożenie.
Jaka szkoda! Chociaż pewnie i tak nie miałby czasu, by ich odwiedzić.
Odjechał, zanim spragniona mężczyzny dziewczyna zdążyła się kolejny raz otrzeć o niego biustem.
Spieszyło mu się dalej. Do Drekagil...
Zostawił konia, tak jak mu poradzono, w zagrodzie w Grimsstadhir. Tam z całą powagą ostrzegano go
przed zapuszczaniem się w serce Islandii, na jałowe wyżyny. Był już wrzesień i wkrótce miał spaść śnieg.
Ciekawe, jak długo potrwa podróż?
Z pewnością zajmie mu wiele dni. Gospodarze zaopatrzyli go w suszone mięso baranie i chleb, wodę mógł
pić z rzek i strumieni, gdyby jakieś znalazł, lecz nie spodziewali się, że jeszcze go zobaczą.
On także nie przypuszczał, by się znów spotkali. Miał wszak przenieść się do innego świata, w którym
przebywali już wszyscy jego krewni i przyjaciele. I Nero, drogi, ukochany Nero, jak cudownie będzie znów
zagłębić palce w szczeciniaste futro.
Nagłe ukłucie samotności wyrwało Dolga ze snów na jawie. Wreszcie był gotów opuścić ostatnią samotną
górską zagrodę, Grimsstadhir, z jej domami z torfu. Ostatnia ludzka siedziba.
74
Pomogli mu jeszcze przedostać się na drugą stronę Jókulsa, powinien bowiem trzymać się lewego brzegu
rzeki, po tej właśnie stronie leżał Herdhubreidh. Najdzielniejsi docierali właśnie do Herdubreidhalindir,
spokojnej oazy u stóp pięknej góry.
Pózniej miał zapuścić się na absolutne pustkowie, obszary, które nie znały litości.
Pomachał na pożegnanie ostatnim ludziom, jakich miał ujrzeć.
Przebywszy kawałek wzdłuż Jókulsa, zatrzymał się podziwiając niezwykły krajobraz. Ktoś być może
określiłby go jako pozbawiony wszelkich barw, lecz przecież kamień i lawa potrafią mieć mnóstwo
odcieni, jeśli tylko potrafi się to zauważyć. W oddali dostrzegał pokryte śniegiem szczyty, na zachodzie
stożkowate wierzchołki, to musiała być okolica Myvatn. W tamtym kierunku leżały także Namaf jall i
Namaskardh, lecz on nie mógł ich widzieć.
W pobliżu rzeki było jeszcze odrobinę zielono, przykucnął, delikatnie muskając palcami drobne roślinki.
- Islandia - szepnÄ…Å‚.
Chłonął wrażenia, wiedział bowiem, że nigdy już te- | go nie zobaczy. Miał przenieść się do innego
nieznanego świata, ale tam czekają na niego najbliżsi, to równoważyło wszystko.
A jednak kiedy wstał i popatrzył na rozległe, pogrążone w ciszy obszary, zapiekł go smutek. Powinien częściej
odwiedzać wyspę, wszak to jego kraina, niemal tak samo jak Móriego. Elfy i karły Islandii były jego
przyjaciółmi, teraz już odeszły, sam pomógł im przejść przez Wrota. Czy ci, którzy znalezli się po
drugiej stronie, już
0 nim zapomnieli? Wrota wszak oczyszczały, czy stał się dla nich obcy? Czy nie miał już swojego miejsca?
Czy człowiek może być bardziej samotny?
Wyruszył w dalszą drogę. Od czasu do czasu musiał przeprawiać się przez rzeki, nie przez wielką Jókulsa,
lecz przez jej mniejsze dopływy. Nie było to dla niego nic nowego, przez całe swoje życie w ciągu licznych
1 długich wypraw całej rodziny przeprawiał się przez rzeki. Ponadto te tutaj rzadko bywały głębokie, nie
stanowiło więc to większego problemu.
Na nocleg zatrzymywał się chętnie właśnie u brzegów mniejszych rzek. Lawa była tutaj równiejsza, rosło
trochę .trawy i mchu, zawsze zdołał też znalezć osłonięte miejsce, gdzie owinąwszy się peleryną mógł się
ułożyć do snu.
Z dnia na dzień zrywał się coraz ostrzejszy jesienny wiatr. W powietrzu wyczuwało się już chłód, lecz słońce
jeszcze grzało, jeśli udało mu się wyjrzeć zza chmur. Dolg maszerował szybko i tylko dzięki temu nie przemarzał.
Wkrótce ujrzał przepiękny górski szczyt, który od razu rozpoznał. Herdhubreidh. Widok góry dodał mu
otuchy, szedł właściwą drogą i miał drogowskaz pokaznych rozmiarów.
Pokonywał bezkresne połacie szaroczarnej lawy i kamienia. Znalazł się na obszarze, gdzie wielkie fale lawy
zastygły, tworząc formacje tak wysokie, że musiał się po nich wspinać, i gdyby nie widział Herdhubreidh,
pewnie by się zgubił. Męcząca przeprawa trwała cały dzień.
Znalazł się wtedy niedaleko Herdhubreidhalindir, tej nieoczekiwanej sielanki o zielonych łąkach,
poprzecinanych strumieniami, gdzie rosły krzewy u podnóża majestatycznej góry. Herdhubreidh oznacza
szeroki w barach" i właśnie ta nazwa sprawiła, że górę łatwo było odnalezć, tym bardziej że stała
samotnie.
Czy naprawdę jakiś człowiek zapuścił się aż tutaj? Nie mając, jak on, wyznaczonego celu wędrówki,
powodowany tylko i wyłącznie żądzą przygód? Islandczy-cy to doprawdy twardy lud.
Znów pojawiła się Jókulsa, której nie widział od paru dni. Na południu wznosił się połyskujący chłodnym
blaskiem Vatnajókull, z którego rzeka brała swój początek. Daleko na zachodzie rozciągały się inne masywy
górskie. Czyżby wśród nich była Askja?
Pobyt w Herdhubreidhalindir podniósł go na duchu. Cieszył się, że już niedługo będzie u celu, nie zdając
sobie sprawy, że to dopiero połowa drogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]