[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mężczyzni jeden po drugim przechodzili obok niej. Odwracali
oczy. Zebrawszy całą odwagę podeszła do przodu i czekała, aż Jonas
skończy rozmowę z jednym ze swych gości. Obdarzył ją pogardliwym
spojrzeniem,
- Jonas! Czy mogę porozmawiać z tobą przez chwilę?
111
RS
- Jeśli masz jakieś pytanie do tych panów, to zadaj je podczas
następnego spotkania z kobietami.
Brodaty blondyn, ż którym rozmawiał, sprawiał wrażenie
gotowego do udzielenia odpowiedzi na każde jej pytanie.
- Nie ma sprawy, Jonas! - powiedział i uśmiechnął się do niej, tak
samo jak i drugi nieznajomy. Obaj byli bardziej zainteresowani
dziewczyną niż dyskusją, jaką prowadzili, lecz to tylko bardziej
rozwścieczyło Jonasa. Napotkała jego lodowate spojrzenie i poczuła, jak
żelazna obręcz, zaciskająca się wokół jej klatki piersiowej, nie pozwala
na oddychanie.
- Jonas! - Spojrzała na niego błagalnie. - Muszę pomówić z tobą,
zanim wyjedziesz.
- Czy w sprawach plemienia? - zapytał z szorstkością, która
zaszokowała dziewczynę.
- W pewnej mierze tak - przytaknęła niezbyt przekonywająco.
- Przepraszam na chwilę - mruknął do gości. Ujął jej łokieć,
odprowadził na bok i puścił, jakby go paliła. - Mów, co masz do
powiedzenia. DysponujÄ™ tylko jednÄ… minutÄ….
Zagryzła wargi. Jonas uniemożliwiał jakąkolwiek rozmowę. W
dodatku jego bliskość przeszkadzała w koncentracji.
- Mogę potrzebować trochę więcej czasu.
- Jak widzisz, jestem zajęty. Zwróć się do Boba. Drżącą ręką
musnęła grzywkę.
- Tylko ty możesz odpowiedzieć na te pytania.
Jego usta zacisnęły się.
- Więc zatelefonuj do mojej sekretarki i umów się na wizytę.
112
RS
Zachwiała się jak od uderzenia.
- Czy to zawziętość z premedytacją, czy też pospolite
grubiaństwo?
- Czuję się zaszczycony... Minęła twoja minuta, Courtney!
- Jonas! - szepnęła tracąc zmysły. - Proszę cię, nie bądz taki!
Muszę porozmawiać z tobą.
Milczenie zdawało się nie mieć końca.
- Jak powiedziałem, możesz skontaktować się z moją sekretarką.
Numer telefonu jest zapisany na tablicy u Rosy. Teraz już muszę iść. -
Odszedł do gości i nie obejrzał się za siebie.
Courtney wyszła z sali. Dobrnęła do restauracji. Nie odpowiedziała
na pytający wzrok starej kobiety. Przeglądała komunikaty wywieszone
na tablicy, aż znalazła służbowy adres i numer telefonu Jonasa.
Domyśliła się z nich, że otworzył biuro w Miami, nie zaś w Miami
Beach. Na drugim biegunie od kancelarii prawniczej Payne'ów w Bal
Harbour.
Wywieszka informowała, że każdy z mieszkańców rezerwatu, kto
potrzebuje pomocy Jonasa, może dzwonić do niego za darmo o każdej
porze dnia i nocy. Courtney na pewno potrzebowała odpowiedzi na
kilka pytań, jeśli chciała zaznać choć odrobinę spokoju.
Niczego nie wyjaśniając, poprosiła Rosę o ołówek i papier, i
zapisała dane z ogłoszenia. Potem z restauracyjnego telefonu połączyła
się z sekretarką i poprosiła o wyznaczenie terminu spotkania.
Następnego dnia o trzeciej po południu siedziała w poczekalni
biura Jonasa.
113
RS
-Pan Payne zaraz panią przyjmie - oznajmiła sekretarka,
wróciwszy z gabinetu Jonasa.
Dziewczyna poczuła ukłucie zazdrości. Nie mogła znieść myśli, że
inna kobieta ma prawo do jego pełnej uwagi. Kontakty sekretarki z
szefem przypominały w jakiejś mierze stosunki między mężem a żoną.
Nawet jeśli teraz miały one służbowy charakter, mogły zawsze się
zmienić. Nieraz tak bywało. Historia jej związku z Jonasem była tego
najlepszym dowodem.
Courtney przeszła obok urzędniczki i znalazła się w pokoju
prawnika. Było to proste wnętrze z biurkiem i trzema krzesłami.
Miejsce, które z pewnością nigdy nikogo nie onieśmieli, a gdzie Indianie
z rezerwatu poczują się swobodnie. To idealnie odpowiadało rodzajowi
pracy głównego lokatora wnętrza.
Jonas siedział na obrotowym krześle ubrany w koszulę koloru
khaki. Wyblakła zieleń stanowiła fascynujące tło dla jego brązowej
skóry i czarnych włosów. Zdążył je ostrzyc po rozprawie, choć bez
względu na to, jak się czesał, był najbardziej pociągającym mężczyzną,
jakiego spotkała.
- Dziękuję, że zechciałeś mnie przyjąć - zaczęła. Usiadła przy
biurku na jednym z metalowych składanych krzeseł. Cyniczne
spojrzenie Jonasa kazało jej od razu przejść do rzeczy. - Czy mógłbyś
odpowiedzieć mi na jedno pytanie?
- To zależy. - Przygryzł koniec ołówka.
Nie miał zamiaru niczego jej ułatwiać. Po tym wszystkim, co
między nimi zaszło, nie mogła go za to winić.
114
RS
- Czy hodowla bydła jest tym przedsięwzięciem, o którym
powiedziałeś, gdy spytałam cię o odszkodowanie?
- Owszem. - Patrzył na nią nieruchomym wzrokiem. -
Omawialiśmy z Bobem opłacalność hodowli bydła w rezerwacie. Mamy
nadzieję, że stanie się ona prawdziwym interesem dla plemienia. Ta
ziemia należała do Miccosukee i przed laty została im nielegalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl