[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z twojego towarzystwa. A jeśli chcesz, to mogę zrezygnować
ze swojego pokoju.
- Możesz się tym nie przejmować - spojrzała na niego z
szelmowskim uśmiechem. - Po prostu zabarykaduję swoje
drzwi.
- Jestem pewien, że byłabyś do tego zdolna - stwierdził sucho.
- Czy teraz, po śniadaniu, pojedziesz razem ze mną odwiedzić
moją siostrę? Wynająłem samochód, to jest całkiem niedaleko
stąd - jego oczy zwęziły się kpiąco. - Chyba że wolisz zasilić
swoją obecnością uczestników seminarium?
- Nie - odpowiedziała radośnie. - Sądzę, że daruję sobie tę
przyjemność.
Reesowi udało się wynająć kabriolet. Było to ze względu na
klimat Kalifornii najlepsze możliwe rozwiązanie. Gdy jechali na
północ wzdłuż wybrzeża, mijając niewielkie miasteczka,
RS
110
Vanessa poczuła się szczęśliwsza. Gorący powiew wiatru i ostre
promienie słońca potęgowały to uczucie. Od lat nie zaznała
czegoś takiego. Być może miała na to wpływ ostatnia rozmowa
z Reesem, która spowodowała pewnego rodzaju oczyszczenie.
Ponadto cieszył ją fakt, że to on zrobił pierwszy krok. Jednak
jednej rzeczy nie mogła pojąć.
- Opowiedz mi, proszÄ™, o swojej siostrze. Czy jest podobna do
ciebie?
Roześmiał się gwałtownie.
- Mam nadzieję, że nie. Jest osobą zdecydowanie
przyjemniejszą we współżyciu.
- MÅ‚odsza?
Skinął potakująco głową.
- Dokładnie o pięć lat.
- Policzmy... Wychodzi na to, że ma około czterdziestki.
- Ejże! - zaprotestował gwałtownie. - Tylko spokój może nas
uratować! Czy wyglądam na własnego dziadka?
- Przepraszam najmocniej - spojrzała na Reesa raz jeszcze.
Profil jego twarzy odcinał się bardzo wyraznie na tle błękitu
nieba. - Wydaje mi się, że widzę kilka siwych włosów -
wskazała na niewielkie pasemko za uchem, wyraznie odcinające
się od reszty ciemnych włosów. Machnął ręką i uśmiechnął się
do niej szeroko.
- Wszystkich nas to czeka w swoim czasie.
- A jeśli chodzi o twoją siostrę. Czy jest mężatką? Czy jest
także kobietą interesu?
- Ani to, ani to - odpowiedział ze spokojem. Właśnie
dojeżdżali do przedmieść Lompoc i Rees
zmniejszył prędkość do czterdziestu kilometrów na godzinę.
Gdy przystanęli na skrzyżowaniu ulic, odwrócił się do Vanessy i
spojrzał na nią zażenowanym wzrokiem.
- Zanim tam dojedziemy sądzę, że powinienem ci coś
powiedzieć o Susan. - Zwiatło się zmieniło i Rees
RS
111
ruszył powoli naprzód. - Niezbyt dobrze się czuje. Ma pewien
rodzaj zwapnienia...
Vanessa oniemiała nie wiedząc, co odpowiedzieć. Wyczuła w
jego głosie żal i smutek. Przez chwilę patrzyła tylko na niego.
Rees skupił uwagę wyłącznie na prowadzeniu samochodu, a
jego twarz przybrała zawzięty wyraz.
- O, Rees, bardzo cię przepraszam - powiedziała zmartwiona.
- Nie ma sprawy. Teraz jest lepiej - powiedział weselszym
głosem. - W dodatku, jest bardzo uparta i wierzy w swoje siły.
Jednak mimo wszystko jej choroba jest w takim stadium, że
Susan wymaga stałej opieki i dlatego przebywa w sanatorium.
Jest to dziwna dolegliwość, przebiega różnie w zależności od
konkretnej osoby.
- A teraz jak się czuje? - spytała cicho Vanessa.
- Musisz wiedzieć, że ta choroba uszkadza kręgosłup i
ogranicza możliwość poruszania się. Można ją zaleczyć, ale
nigdy nie da się wyleczyć. Susan jezdzi na wózku inwalidzkim,
ma również czasami zaburzenia mowy. Nie da się przewidzieć,
w jakim kierunku jej choroba się rozwinie. Lekarze twierdzą, że
może nawet jutro Susan będzie w stanie stanąć na własnych
nogach i zacząć chodzić, ale, między nami mówiąc, to mało
prawdopodobne.
- Jak długo jej nie widziałeś?
- Staram się z nią zobaczyć w każdy weekend. Vanessa
spojrzała na niego oszołomiona. A więc to tam znikał w każdy
weekend! Ona go podejrzewała o jakieś miłosne związki z
innymi kobietami, a on po prostu odwiedzał siostrę.
Znalezli się teraz na krętej drodze biegnącej w kierunku
niskich, gęsto zalesionych wzgórz, pokrytych wczesną odmianą
dzikich kwiatów. Wkrótce zwolnili przed otwartą, żelazną
bramą i wjechali przez nią na dróżkę, prowadzącą do
niewielkiego, różowego budynku. Z każdej strony otaczały go
zielone trawniki gęsto pokryte kwiatami. Rees zaparkował
samochód tuż przed samym domem, który wyglądem bardziej
RS
112
przypominał hiszpańską hacjendę niż sanatorium. Weszli do
środka i znalezli się w szerokim holu, gdzie znajdowało się kilka
osób. Część na wózkach inwalidzkich, część chodziła o kulach.
Natychmiast podjechała do nich na wózku śliczna dziewczyna o
długich blond włosach.
- Rees! Przyjechałeś wreszcie!
Nachylił się i pocałował ją w policzek, po czym położył rękę
na jej ramieniu, w momencie gdy odwracała się do Vanessy.
- Susan - zaczął powoli. - Chciałbym przedstawić ci moją
przyjaciółkę. Vanessa Farnham. Los sprawił, że jest również
moją szefową, więc bądz dla niej miła. Vanesso, pozwól, że ci
przedstawiÄ™ mojÄ… siostrÄ™, Susan.
- Jest mi bardzo miło cię poznać, Vanesso. Rees, jak dotąd,
ani razu nie przedstawił mi żadnej swojej przyjaciółki. Chodz,
oprowadzę cię wszędzie!
Całe to miejsce urządzone było z niezwykłym przepychem.
Gdy je oglądali, Vanessa zastanawiała się w jaki sposób Rees
mógł zapewnić siostrze tak luksusowe warunki leczenia.
Prawdopodobnie musieli mieć bogatych krewnych albo
odziedziczyć pieniądze po rodzicach.
Po godzinie postanowili pojechać do miasta i zjeść pózny
lunch w niewielkiej restauracyjce na plaży. Vanessa z uwagą
patrzyła, jak Rees pomaga siostrze usiąść na tylnym siedzeniu.
Następnie złożył jej wózek inwalidzki i schował do bagażnika.
Zauważyła, że jego wszystkie ruchy były precyzyjne i
wytrenowane. Widać było, że wykonuje je nie po raz pierwszy.
W czasie lunchu Vanessa nie miała wiele do powiedzenia.
Tym niemniej była bardzo zadowolona, że brat i siostra mogą ze
sobą porozmawiać. Rozmowa dotyczyła głównie choroby Susan
i przebiegu rekonwalescencji. W pewnym momencie Susan
odwróciła się w stronę Vanessy.
- Jestem pewna, że cała ta nasza rozmowa jest dla ciebie
niesłychanie męcząca. Jednak kiedy widzę Reesa, jestem zawsze
RS
113
[ Pobierz całość w formacie PDF ]