[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziecka. NieÅ‚atwo bÄ™dzie jej siÄ™ z tym pogodzić. Pewnie nig­
dy tak do końca nie dojdzie do siebie. Nagle padł na nią cień.
Podniosła głowę i zobaczyła Barneya. Może to dziwne, ale
czasami wydawał jej się taki bliski. Zawsze go lubiła, a on
bezwstydnie ją rozpieszczał, kiedy była dzieckiem. Można
powiedzieć, że miała szczęście, bo szwagier pokochał ją jak
młodszą siostrę.
- Cześć - powiedziała z uśmiechem.
Przysunął sobie plażowy fotelik i usiadł naprzeciw niej.
- Cześć, moja mała. Muszę z tobą pomówić.
- Chodzi o tego bossa z Miami, z którym związany jest
Marcus? - zapytała. - Nadal grozi mu niebezpieczeństwo,
prawda? Czy ściga go FBI?
Barney pokręcił głową.
. - Nie. Marcus dla nich pracuje - wyjaśnił. - Nie wolno ci
o tym nikomu powiedzieć, rozumiesz?
- Rozumiem. - Miała słuszność, ufając Marcusowi, bo
od początku był uczciwym człowiekiem. Szkoda, że dowia-
178 ft NIEBEZPIECZNA MIAOZ
duje się o tym dopiero teraz, gdy zniknął z jej życia. - Kto na
niego poluje? - zapytała.
- Deluca, i on mu nie popuści. Marcus nic nie pamięta,
ale chce nam nadal pomagać.
- Przecież człowiek Deluki został złapany!
- Deluca przyśle następnego i trzeba go jak najszybciej
schwytać. Z Marcusem kontaktujemy siÄ™ chwilowo przez ta­
ksówkarza. W najbliższym czasie zamierzamy zastawić pu­
łapkę na Delucę. Może tu być gorąco, dlatego uważamy, że
powinnaś wrócić do Jacobsville, zanim to się zacznie.
Delia spojrzała z wyrzutem na szwagra.
- Dlaczego muszę wyjechać? Nikt nie wie, że spotykałam
się z Marcusem. Robiliśmy to dyskretnie. Poza tym on jest
zaręczony. Ta brunetka mieszka z nim, prawda? Nie jestem
dla nikogo zagrożeniem.
- Ona nie mieszka z nim, tylko w hotelu. - Barney popa­
trzył na jej kurczowo splecione ręce, zastanawiając się, jak
powiedzieć jej to, co już dawno zamierzał. - Delio, będzie
najlepiej, jeżeli pojedziesz do domu. Nie mogę ci wyjaśnić
dlaczego.
- Bo wrogowie Marcusa mogą mnie szukać?
Barney zawahał się.
- Fizycznie nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo.
- Coś przede mną ukrywasz - powiedziała z wyrzutem.
- To do ciebie niepodobne.
Barney westchnÄ…Å‚.
- Są pewne sprawy, o których nie masz pojęcia - zaczął.
- Na przykład kto jest twoim ojcem.
- Kto jest moim ojcem? - powtórzyła ze zdumieniem.
- Przecież ojciec zmarł przed moim urodzeniem.
- Niezupełnie tak było. Musisz wiedzieć, że Fred jest na
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 179
nas wściekły. To on powiedział Deluce, że Marcus chce go
wydać, i dlatego Deluca nasłał na niego zabójcę.
Delia pomyślała, że to by wiele wyjaśniało.
- Ale Marcus tego nie pamięta!
- Jeżeli sobie przypomni, już po nim. Córka Deluki po­
wiedziała ojcu, że Marcus go nie pamięta, więc może czuć się
absolutnie bezpieczny i spokojnie rozglądać się za nowym
mordercą. Pilnujemy Marcusa jak oka w głowie. Tym razem
nie uda im się nas zaskoczyć. Ale ty to inna sprawa. Fred...
wie o tobie coś, czego nie powinien wiedzieć.
- Co on ma ze mną wspólnego?
- Cholera! - Na twarzy Barneya odmalowała się udręka.
- Mówiłem Barb, że powinna z tobą o tym porozmawiać, ale
nie chciała, bo się bała. W tej sytuacji chyba ja będę musiał...
- Barney!
Barb zmierzała w ich stronę w sandałkach na wysokich
obcasach, grzęznąc w piasku i utyskując przy każdym kroku.
- O czym rozmawialiście? - zapytała podejrzliwie, kiedy
do nich dotarła.
- Właśnie zamierzałem powiedzieć Delii...
- ...o naszych planach na popołudnie? - dokończyła
Barb. - Zabieramy cię do znakomitej restauracji, w której
podajÄ… najlepsze owoce morza. Pewien hollywoodzki gwiaz­
dor bywa tam co wieczór. - Wymieniła nazwisko znanego
aktora z Teksasu, ulubieńca Delii, który ostatnio zagrał
w świetnym westernie.
- To miła propozycja - przyznała Delia, choć czuła, że
siostra umyślnie zmieniła temat, bo nie, chciała, żeby Barney
coś jej powiedział.
- Mówiłem Delii, że powinna jak najprędzej wrócić do
Teksasu - dorzucił chłodno Barney.
- Pod koniec tygodnia. Niech najpierw trochÄ™ odpocznie.
180 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
- Im dÅ‚użej tu zostanie, tym wiÄ™ksze ryzyko - przypo­
mniał żonie Barney.
- Jakie ryzyko? - wtrąciła się Delia. - Przecież mówiłeś,
że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo.
- Nie ten rodzaj niebezpieczeństwa miałem na myśli -
odparł Barney.
Zapadła cisza. Potem Barney i Barb wymienili spojrzenia.
- Wobec tego pod koniec tygodnia - podsumowaÅ‚ Bar­
ney, wstając. - Powinnaś jej powiedzieć - dorzucił cicho,
całując żonę w policzek.
- Co powinna mi powiedzieć? - dopytywała się Delia.
- Nic, Barney tak tylko mówił - odrzekła Barb. - Co ty
na to, żeby się przespacerować na targ? Marzy mi się nowy
słomkowy kapelusz.
Delia nadal była osłabiona, ale lekarze nie ostrzegali, żeby
unikała ruchu. Na targu kupiła drewnianego słonia i nowy
słomkowy kapelusz. Barb była podejrzanie ożywiona, ale
niezbyt rozmowna. Zdecydowanie coś było na rzeczy. Tego
wieczoru Marcus pojawił się w restauracji z Roxanne. Delia
starała się na nich nie patrzeć. Ranił ją widok ukochanego
z innÄ… kobietÄ….
Gdy mijali ich stolik, Marcus przystanÄ…Å‚ i spojrzaÅ‚ na De­
lię tak obojętnie, jakby była meblem. Potem uśmiechnął się
do Barb i zaprosił wszystkich na następny dzień, żeby im
pokazać swoje orchidee.
- Z przyjemnością, dziękujemy - powiedział Barney. To
publiczne zaproszenie było mu bardzo na rękę, bo dawało
szansę na rozmowę z Marcusem na osobności.
Roxanne naburmuszyła się.
- Przecież jutro wyjeżdżamy!
- Ty może tak, ale ja nie - rzekł Marcus. - Widzimy się
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 181
koło jedenastej? - zwrócił się do Barb i Barneya. A potem
oddalił się z Roxanne, nie zaszczyciwszy Delii nawet jednym
spojrzeniem.
Marcus hodowaÅ‚ orchidee w nowoczesnej szklarni z elek­
tronicznie sterowanÄ… klimatyzacjÄ…. Gdy Barney z Barb i De­
lią zjawili się następnego ranka, pokazał im najrozmaitsze
odmiany, od biaÅ‚ych i bladoróżowych po purpurowe i poma­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl